środa, 11 września 2013

Siatki, siateczki...

     Zobaczyłam ją na starym obrazie przedstawiającym młoda kobietę powracającą do domu. Witają ją dzieci, zapewne jej. W ręku trzyma siatkę w której  znajdują się jakieś pakieciki!



    
     Pomyślałam, że coś tak ważnego w życiu kobiety jak siatka nigdy nie doczeka się naukowej literatury. A przecież była tak ważna, zwłaszcza w XX wieku, w Polsce.

    Źródła historyczne, tzn przekazy rodzinne, mówią że w latach sześćdziesiątych bardzo praktyczne i modne były siatki robione z żyłki techniką makramy. Często mężowie wykonywali takie siateczki swoim żonom. Każda kobieta musiała mieć siatkę bo w sklepach były jedynie torby papierowe.

     Gdy zaopatrzenie sklepów jest niedostateczne, zakupy potrzebnych produktów wykonuje się wtedy, gdy jest okazja. Kobiety polskie robiły zakupy przed pracą i po pracy. Taka siatka spełniała doskonale swoje zadanie. Łatwo można ją było schować w torebce i wyglądać jak dama.

     Później gospodynie domowe zachwyciły się materiałem stylonowym, który zaczął się pojawiać w sklepach w tym czasie. Zaczęły szyć siateczki z takiego materiału. Były one bardzo praktyczne, po zakupach można było szybko ją przeprać i rano zapakować do torebki. Zdarzało się że jedna pani paradowała w sukni, a druga miała siatkę z tego samego materiału. 

     W epoce Gierka wraz z otworzeniem się na świat pojawiły się oprócz pralek automatycznych i innych dobrodziejstw sprzętu gospodarstwa domowego, tzw. foliówki. Kupowało się je w Pewexie lub innych miejscach np. halach targowych. Każda pani bardzo szanowała swoją reklamówkę. Na ziemniaki nadal zabierało się siatki szmaciane.

      O torbie foliowej tzw. reklamówce śpiewano piosenki:


   Zmiany ustrojowe i pojawienie się super marketów załatwiło sprawę. Kobiety już nie musiały dbać o siatki. Torebki foliowe były dodawane gratis. Do czasu... Teraz znów wróciły czasy siatek i jeżeli jesteśmy proekologiczne nosimy je w torebkach. A przynajmniej torby foliowe nie wyrzucamy tak szybko.

P.S. To nie jest żadna próba naukowa. Ot, zapisana garść wspomnień z czasów, które minęły.

3 komentarze:

  1. Ja do dzisiaj mam taką makramową siatkę plecioną z żółtej żyłki, z kilkoma kolorowymi, plastikowymi koralikami. Mimo, że praktycznie prawie wcale jej nie używam, bardzo ją lubię - przypomina mi dzieciństwo, kiedy to takie siatki były właśnie dość popularne. Dzisiaj już takich nigdzie nie uświadczysz, więc taka siateczka jest niczym stare zdjęcie, relikt przeszłości. Taki mój prywatny, osobisty, namacalny kawałek historii.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i dzięki Tobie i siatka doczekała się naukowej publikacji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko to dobrze pamiętam. Siatki z żyłki cieniuśkiej też. Miały ę zaletę, że rozciągały się do granic niemożliwości, a po wyjęciu zakupów na powrót "malały". Elastyczność była wtedy w modzie. U niektórych również światopoglądowa ;)

    OdpowiedzUsuń