piątek, 15 maja 2015

Smak życia

Mój świat zatrzymał się pod koniec kwietnia... a potem drgnął. I tak podrygiwał we własnym tempie. Nic ode mnie nie zależało, na nic nie miałam wpływu. Byłam poza czasem i jednocześnie w nurcie płynącego przecież czasu,  omotana nim.

W kwietniu dowiedziałam się, że kolejny członek rodziny ma bardzo poważne problemy zdrowotne. W maju pewna mądra pani profesor i sztab jej lekarzy zweryfikował diagnozę i okazało się, że nie jest tak źle.

Od tego dnia świat zaczął się kręcić w odpowiednim tempie, stosownym dla jego powagi i mego życia. Czas ma mnie we władaniu, ale już nie w tak magiczny sposób.

W tym czasie zrobiłam, a jak mawia pewna mała dama, "uszyłam czapkę".


 Zaczęłam serwetę z kordonka nowosolskiego:


Wyszyłam też dwie kartki Jasminy. Do końca drugiego rzędu zostały mi dwie strony. Zdjęcie wrzucę później.

Gdy wszystko w moim życiu wróciło do normy, złapałam pana ziębę i widziałam młode sroczki o krótkich ogonkach.