W tym tygodniu lekki zastój robótkowy. No, może nie lekki, wielki!
Sampler zaczęty, ale i mną zaczęły targać wątpliwości. Czy aby na pewno kolory dobrane są dobrze? Może inne byłyby lepsze?
Rozterki te spowodowały , że odłożyłam haft aby zastanowić się czy kolory są właściwe i zaczęłam robić czapkę na sezon jesienno zimowy. Zawsze zmarznie mi głowa zanim coś kupię, a że nic twarzowego nie można dostać, doszłam do wniosku, że przeproszę druty i zrobię sobie czapkę. Ciepłą. Szal już zrobiłam i pochwaliłam się.
Tak więc robię czapkę i dumam sobie nad nitkami do samplerka. Jesień zaczyna malować liście i już nic jej nie przeszkodzi, aby rozgościć się u nas na dobre. Pozostaje mieć nadzieję, że i jesień będzie słoneczna i piękna jak lato.
niedziela, 29 września 2013
sobota, 21 września 2013
Pawiowy sampler
Wreszcie skończyłam. Bordiury do wykończenia było malutko, ale jakoś utknęłam między praca, domem i zaglądaniem do blogów koleżanek. Bardzo mi się podobają te małe motywy.
Nici przyszły na sampler MadziowoMargaretowy. Wieczorem zaczynam!
A to nietrafiona ramka, tak bywa się gdy kupuje się na oko.
Nici przyszły na sampler MadziowoMargaretowy. Wieczorem zaczynam!
A to nietrafiona ramka, tak bywa się gdy kupuje się na oko.
środa, 18 września 2013
Kobieca logika i cierpliwość.
Pisałam maila do koleżanki i przekonywałam ją jak bardzo nie lubię szyć. Kobieca logika....
Mam setkę igieł, szyję duże i małe hafty. Krzyżykami, haftem płaskim i richelieu. I twierdzę że nienawidzę szyć.
Ale to prawda! Nie mam cierpliwości do szycia i do robienia na szydełku. Mogę przyszyć guzik, zaszyć niewielkie rozprucie. To wszystko!
Ale to prawda! Nie mam cierpliwości do szycia i do robienia na szydełku. Mogę przyszyć guzik, zaszyć niewielkie rozprucie. To wszystko!
poniedziałek, 16 września 2013
Oczywiście, że....
... wersja zielona. Już wczoraj podjęłam szybko decyzję.
Sampler miał być czerwony. Wybierałam nici długo. Nosiłam się z bobinkami po całym mieszkaniu, przekładałam je i układałam. Jakoś nic nie grało w moich zestawach. Nawet pytałam męża wmawiając mu, że jest wybitnym znawcą kolorów. I też nic mi nie pasowało. Wyjęłam odcienie fuksjowe, bo zamarzyła mi się odmiana, i też nic.
Wczoraj wyjęłam pudełko z muliną, otworzyłam i zobaczyłam te dwie bobinki obok siebie. Dwie przytulone do siebie. I wiedziałam - znalazłam nici do samplera!
Mam nadzieję, że nitki podkreślą urodę tego pięknego schematu.
Sampler miał być czerwony. Wybierałam nici długo. Nosiłam się z bobinkami po całym mieszkaniu, przekładałam je i układałam. Jakoś nic nie grało w moich zestawach. Nawet pytałam męża wmawiając mu, że jest wybitnym znawcą kolorów. I też nic mi nie pasowało. Wyjęłam odcienie fuksjowe, bo zamarzyła mi się odmiana, i też nic.
Wczoraj wyjęłam pudełko z muliną, otworzyłam i zobaczyłam te dwie bobinki obok siebie. Dwie przytulone do siebie. I wiedziałam - znalazłam nici do samplera!
Mam nadzieję, że nitki podkreślą urodę tego pięknego schematu.
niedziela, 15 września 2013
Trochę pracowicie a trochę leniwie
Pogoda paskudna, dwa dni trwająca migrena dobiłaby wołu. Całe szczęście że zwierzęta nie mają migreny. A może mają tylko nic nie mówią. Bo i po co?
Szczęściem po południu wczoraj i dzisiaj było lepiej / trochę lepiej dobrane leki/ więc popchnęłam trochę w piątek i wczoraj wieczorem Korę.
Kanwa kupowana w kawałkach jest bardziej wypukła i mięsista. Kupiona 18 na metry jest cienka i trochę sflaczała. Zastanawiam się, czy i tej kanwy nie produkują Chińczycy. Pamiętam kupowaną przed laty kanwę oczywiście firmową. Była gruba i mięsista, wspaniale się na niej szyło, a krzyżyki wychodziły pięknie. Dlatego lubię szyć Korę, kanwa jest lepsza gatunkowo.
Dzisiaj wybierałam kolory do Margaretowego i Madziulowego samplera i zastanawiam się nad takimi:
Wersja czerwona pierwsza od góry to mulina nr 902 i 816, na dole dodatkowo 3831. Wersja zielona to 3847 i 3849. I chyba będę wyszywała jedną nitką. Haft wtedy jest delikatniejszy i taki koronkowy lubię. Zastanawiam się nadal nad kolorami.
P.S. Obejrzałam dwa seriale wg powieści Elizabeth Gaskell.
sobota, 14 września 2013
czwartek, 12 września 2013
Marazm
Ogarnął mnie robótkowy marazm. Mam w planach piękne wzory do wyszywania. Trzy zaczęte, ale nie chce mi się nic robić. Przerobiłam 20 kg pomidorów.
Zrobiłam szalik na jesień do płaszcza i rozmyślam o kolorach samplerka, który dostałam od Magdy z Czasu relaksu dzięki uprzejmości Margaret. Dziękuję im obu pięknie.
Samplerek ma być czerwony. Kocham ten kolor. Przekładam bobinki z muliną i nie mogę się zdecydować. Pawiowy sampler ma tylko kilka elementów bordiury do wykończenia, a ja oglądam "Panie z Cranford".
Do zobaczenia, dziękuję wszystkim za odwiedziny:)
Zrobiłam szalik na jesień do płaszcza i rozmyślam o kolorach samplerka, który dostałam od Magdy z Czasu relaksu dzięki uprzejmości Margaret. Dziękuję im obu pięknie.
Do zobaczenia, dziękuję wszystkim za odwiedziny:)
środa, 11 września 2013
Siatki, siateczki...
Zobaczyłam ją na starym obrazie przedstawiającym młoda kobietę powracającą do domu. Witają ją dzieci, zapewne jej. W ręku trzyma siatkę w której znajdują się jakieś pakieciki!
Pomyślałam, że coś tak ważnego w życiu kobiety jak siatka nigdy nie doczeka się naukowej literatury. A przecież była tak ważna, zwłaszcza w XX wieku, w Polsce.
Źródła historyczne, tzn przekazy rodzinne, mówią że w latach sześćdziesiątych bardzo praktyczne i modne były siatki robione z żyłki techniką makramy. Często mężowie wykonywali takie siateczki swoim żonom. Każda kobieta musiała mieć siatkę bo w sklepach były jedynie torby papierowe.
Gdy zaopatrzenie sklepów jest niedostateczne, zakupy potrzebnych produktów wykonuje się wtedy, gdy jest okazja. Kobiety polskie robiły zakupy przed pracą i po pracy. Taka siatka spełniała doskonale swoje zadanie. Łatwo można ją było schować w torebce i wyglądać jak dama.
Później gospodynie domowe zachwyciły się materiałem stylonowym, który zaczął się pojawiać w sklepach w tym czasie. Zaczęły szyć siateczki z takiego materiału. Były one bardzo praktyczne, po zakupach można było szybko ją przeprać i rano zapakować do torebki. Zdarzało się że jedna pani paradowała w sukni, a druga miała siatkę z tego samego materiału.
W epoce Gierka wraz z otworzeniem się na świat pojawiły się oprócz pralek automatycznych i innych dobrodziejstw sprzętu gospodarstwa domowego, tzw. foliówki. Kupowało się je w Pewexie lub innych miejscach np. halach targowych. Każda pani bardzo szanowała swoją reklamówkę. Na ziemniaki nadal zabierało się siatki szmaciane.
O torbie foliowej tzw. reklamówce śpiewano piosenki:
Zmiany ustrojowe i pojawienie się super marketów załatwiło sprawę. Kobiety już nie musiały dbać o siatki. Torebki foliowe były dodawane gratis. Do czasu... Teraz znów wróciły czasy siatek i jeżeli jesteśmy proekologiczne nosimy je w torebkach. A przynajmniej torby foliowe nie wyrzucamy tak szybko.
P.S. To nie jest żadna próba naukowa. Ot, zapisana garść wspomnień z czasów, które minęły.
Subskrybuj:
Posty (Atom)