Lubię ciepło, ale tegoroczne upały wprowadziły mnie w dziwny stan. W stan oczekiwania: na noc, bo wtedy jest chłodniej: na cud, że niebawem będzie temperatura naszej strefy klimatycznej. Zwrotnikowe powietrze mi nie służy. "Na sam czubek" jak mawiała moja znajoma, w tym roku nie wyjedziemy na wakacje. Tak się złożyło że gdy ja kończę urlop mój mąż zaczyna. Czasami tak bywa, tylko dlaczego w roku kiedy nie trzeba jeździć za granicę aby mieć fantastyczne wakacje. Mój pech, czyjeś szczęście.
Przykro mi z powodu wyjazdu. Tak bardzo jednak nie boleję, bo wygraliśmy walkę o zdrowie członka rodziny. Dwie operacje i chemioterapia pomogły. Teraz trzymamy kciuki, aby proces zdrowienia postępował zgodnie z oczekiwaniami lekarzy. I żeby nie było niespodzianek...
Robótkowo - stagnacja. Pomalutku zszywam narzutę i szyję samplerek. Ogólnie jestem zniechęcona i nie zaczynam niczego nowego. Może dlatego, że lubię skończyć zaczęte robótki. Niedokończenie powoduje, że szybko przeistaczają się w mniej chwalebne mnie i dla nich - ufo-ki. Inna sprawa - wspomniane upały nie motywują do niczego.