Małą Jasminę haftuję i haftuję i końca nie widać. Haftuję ją już tak długo, że zajmie mi to chyba dziesięć lat. To się nazywa ładnie "dawkowanie przyjemności".
Jeszcze wyszyję jedną kartkę i zacznę nowy rząd.
Aparat fotograficzny kupiony w grudniu zepsuł mi się. Przycisk migawki nie działa, a może to wina teleobiektywu? W tym tygodniu wybieram się do sklepu niech chłopaki zobaczą.
A swoją drogą, jak to wszystko jest robione skoro po pół roku już nie działa? Zwykły kompakt jest nie do zdarcia. Ptaszki i święty spokój muszą poczekać!
Pozdrawiam Kajka
Skończ tę serwetę.kilka lat temu robilam ją dla Mamy i dość fajnie do dziś wygląda na stoliku.
OdpowiedzUsuńTe Twoje kobietki podglądam od lat,częściej zasiadaj do Jaśminy i ją pokazuj.
Jak ja lubię pokazywany rzez Ciebie "święty spokój z ptaszkami":):):)
Serweta bardzo mi się podobała gdy ją zobaczyłam w sieci. I nadal mi się podoba. Zrobię tak jak radzisz - weekend z szydełkiem:)
UsuńVipeczku, Twój jest najmilszym prezentem i cieszę się, że Ci się podoba mój " święty spokój":)))
Ważne że są postępy, nawet małe :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcie rudej :)
Cieszę się, że mknie jeszcze pamiętasz:))) Bardzo lubię rude, dziękuję za miłe słowa:)
OdpowiedzUsuńJasmina idzie może i pomału ale najważniejsze ze rośnie i to tak pięknie.
OdpowiedzUsuńWiosna i pukające lato robią swoje, ciągnie człowieka w świat! Może przybywałoby jej szybciej gdybym nie trzymała trzech srok za ogon!
OdpowiedzUsuńJasmina pięknie wychodzi:) Pomału, pomału... ale jak idealnie!
OdpowiedzUsuń