poniedziałek, 15 czerwca 2015

Jasmina, Jasmina, Jasmina...


    Małą Jasminę haftuję i haftuję i końca nie widać.  Haftuję ją już tak długo, że zajmie mi to chyba dziesięć lat. To się nazywa ładnie "dawkowanie przyjemności".





    Jeszcze wyszyję jedną kartkę i zacznę nowy rząd.


 

  Aparat fotograficzny kupiony w grudniu zepsuł mi się.  Przycisk migawki nie działa, a może to wina teleobiektywu? W tym tygodniu wybieram się do sklepu niech chłopaki zobaczą.
  A swoją drogą, jak to wszystko jest robione skoro po pół roku już nie działa? Zwykły kompakt jest nie do zdarcia. Ptaszki i święty spokój muszą poczekać!











   Serweta prawie zrobiona, zostały dwa rzędy zakończenia. Nie podobają mi się te ostatnie rzędy, zapał pewnie ostygł z tego powodu. Wolałabym prostsze wykończenie, ale w tej chwili nie mam czasu na wymyślanie słupków. I tyle na froncie robót ręcznych. Taka pracowita stagnacja:)

   Pozdrawiam Kajka