Zwykle haftuję wiedząc jaki będzie efekt końcowy. Oczywiście efekt końcowy mieści się w granicach moich wyobrażeń. Mając do czynienia z Persefoną nie mam zielonego pojęcia jak się skończy moja przygoda z tą skądinąd potężną boginią. Odkładam robótkę zirytowana, a następnego dnia przechodząc koło niej, zerkając mimo woli, zachwyca mnie. Kokietuje mnie, flirtuje ze mną, odpycha i przyciąga.
Nie rażą mnie już jej kolory. Wprost przeciwnie. Biorę ją po raz kolejny i znów schemat każe mi wyjąć taką nitkę, która zupełni nie pasuje do moich wyobrażeń. Tym razem obok błękitów i turkusów musiałam wyjąć nitkę pastelowo zieloną. Zaczęłam szyć i odłożyłam.
Schemat irytuje mnie i pociąga. Myślę, że skończę go z ciekawości jak te kolory będą ze sobą współistnieć w gotowej pracy. Ale jak będzie przyszłość pokaże! I chyba moja przygoda potrwa.
Przez jakiś czas mnie nie będzie, jadę nad polskie morze. I być może będę miała pogodę. Z czego bardzo się cieszę, bo mój ostatni pobyt nie był udany. Sztorm i migrena z nim związana.
Życzę Wam i sobie pogody i radości, aby te sierpniowe dni były miłe i słoneczne.
Do zobaczenia!